wtorek, 24 marca 2015

Figurkowy Karnawał Blogowy, ed. VII. - Ars Moriendi

Marcowe zabawy karnawałowe przeniosły się do Michała z Dwarf Crypt (z mojej zresztą nominacji :), który zaproponował temat "Ars Moriendi, czyli sztuka umierania".
Bardzo spodobał mi się ten temat. Jednak kiedy się za niego zabrałem wpadłem w sidła nieopierzonego pseudoautora, który nie wie kiedy przestać pisać i snuć te swoje wynaturzenia :)
Na początku chciałem aby tekst traktujący o moim zombie/szkielecie/duchu był zwięzły i krótki. Nawet postanowiłem, że będzie to drabble (sto słów), ale kiedy doszedłem do 200 a mój pomysł się nie wyczerpał, zrezygnowałem i rozpisałem na nowo opowieść o moim umarłym Królu, tym razem już się nie ograniczając. Sorki za trochę przydługi (jak na blog o figurkach) tekst prozą pisany :)




Król Tysiąca Drzew

***

Karczmarz popatrzył na nowego przybysza. Brudny i ubłocony. Pewnie z daleka. Ciekawe po co zagląda w te strony – zastanowił się łysy restaurator.
- Podaj miodu karczmarzu, podróż ciężką miałem.
Podróżny usiadł przy barze i ze schyloną głową czekał. Po chwili dostał kufel nalany do pełna trunkiem. Wtedy też zdjął kaptur i rzucił:
- Trudno do was dotrzeć.
Poczciwy karczmarz nie wiedział czy to zachęta do rozmowy czy proste stwierdzenie faktu więc milczał. Klientów mało, ale miał co robić.
- Idę z północy. Próbuję dostać się przez góry w stronę morza. Pomyślałem, że podróż przez Królestwo Tysiąca Drzew, ehem przepraszam.... , Marchię Podgórną, będzie najkrótszą możliwą drogą.
Królestwo Tysiąca Drzew – przejęzyczenie ? Użył zabronionej już nazwy tego niegdyś wielkiego państwa.
- Radziłbym szukać skrótów gdzie indziej.
- To przez cmentarz poległych ? Słyszało się to i owo. W sumie chciałem wybadać tereny. Interesują mnie historie o duchach, które straszą – rzucił z lekkim uśmiechem nieznajomy.
- Tak, tak. Tylko, że to nie duchy... i nie straszą.
Podróżny przestał się uśmiechać i całkiem poważnie rzucił: „Opowiedz mi o bitwie karczmarzu. Uczestniczyłeś w niej ?”.
- Wtedy miałem włosy – rubaszny śmiech wypełznął mu z gardła – Ale to było 10 lat temu.
Ucichł. Podarował sobie kilka chwil nim zaczął swoją opowieść. Snuł ją wolno, ważąc każde słowo.
- Nasze królestwo zaatakowały wojska Czarnego Cienia. Byli jak szarańcza. Przetoczyli się przez nasze ziemie niszcząc wszystko, paląc wsie i grabiąc miasta. Król był wściekły. Jego wojska były zaangażowane w bitwach z barbarzyńcami na południu. Ten atak z północy był zupełnym zaskoczeniem. Słyszałem jak wykrzykiwał w zamku „To jest moja ziemia! Nie oddam jej bez walki !”. Liczyliśmy na naszego sojusznika – dziś cesarza – ale ten nie przychodził. Król zebrał tyle wojska, ile mógł i ruszył na spotkanie.
- Przez Wielki Królewski Las ?
- Dokładnie. Czarny Cień przygotował zasadzkę gdy maszerowaliśmy przez Wielki Królewski Las. Ale Król nie dał się zaskoczyć. Kochał las, był z nim, można powiedzieć, w magicznym kontakcie. Nikt tego nie rozumiał, ale Król wiedział co i gdzie dzieje się w każdym jego zakątku. Dlatego to nie Czarny Cień zaskoczył Króla, lecz odwrotnie. Obie strony chwyciły za miecze i z bojowym okrzykiem rzucili się sobie do gardeł. Krew sikała na wszystkie strony. Król walczył jak byk, co chwila rycząc na wrogów "To jest moja ziemia !". Mówiono, że jednym zamachem ciął kilku wrogów na raz, a las wokół niego z zielonego zamienił się w czerwony. Jednak nieprzyjaciół było o wiele więcej niż jego armia była wstanie pokonać. Poległo 10000 jego wojów, wielu uciekło, w tym i ja. Tych co złapano od razu ścinano.
Karczmarz ucichł a przybysz dopijał kufel miodu.
- A po bitwie Czarny Cień nakazał swoim wojskom ścięcie wszystkich drzew w Wielkim Królewskim Lesie. Dlatego nie jesteśmy już Królestwem Tysiąca Drzew. Wrogie wojska wycofały się i już nigdy nas nie zaatakowały, zostawiły anarchię i bezprawie. Łatwy łup dla naszego "sojusznika" z zachodu. Po kilku miesiącach zebraliśmy trupy poległych i pochowaliśmy je na cmentarzu utworzonym na miejscu ściętego królewskiego lasu. Nie pogrzebano jedynie Króla, którego szczątków nie odnaleziono... Pomyślano, że Czarny Cień zabrał je daleko na północ jako trofeum, albo porąbał na kawałki. Bardowie śpiewają, że go po prostu zjadł.
Gość długo wpatrywał się w oczy gospodarza. Lekki, ledwo zauważalny uśmiech pojawił się na twarzy podróżnego. Szybko znikł. Spojrzał na kufel. Wyglądało jakby rozważał co teraz powie.
- Czy go widziałeś karczmarzu ?
Cisza.
- Dlaczego nikt już nie chodzi na cmentarz zapalać znicze? - kolejne pytanie.
Wiedza podróżnego jest zaskakująca - zastanowił się gospodarz. Wie o co pytać.
- Cmentarz jest spory kawał drogi stąd. Moje nogi już stare.
- Oberżysto, nie jestem tu dla błahych opowieści.
Więc po co tu jesteś ?
- Ostatni raz byłem tam 4 lata temu - przyznał i po dłuższej chwili dodał - I tak, widziałem go. W całej okazałości. Zepsuty i zgniły, obgryziony przez kruki i lisy do kości - Król Kraju Tysiąca Drzew... i jego głośny, dobywający się z pustej klatki piersiowej okutej pancerzem, mrożący krew w żyłach okrzyk -"To jest moja ziemia !". Już tylko śmiałkowie tam się zapuszczają. I nie po to aby postawić znicze na grobach, lecz by obserwować...
- Obserwować co ?
- Mówią, że Król chodzi od grobu do grobu i rozmawia ze swoimi wojakami, nakazuje im cierpliwości...
- Oczekują czegoś ?
- Stary kwatermistrz mówił, że siła i potęga Króla brała się z drzew ...
Karczmarz zrobił przerwę nalewając miodu do kufla podróżnego. Potem dokończył:
- Wszyscy myślimy, że Król czeka na swój las, aż drzewa odrosną i będą potężne jak dawniej... Wtedy nabierze swojej dawnej mocy i siły, wskrzesi pozostałych swoich żołnierzy i ruszy na północ, po Czarnego Cienia, a potem, mamy nadzieję - restaurator puścił oko do przybysza -  na zachód .... po cesarza.
- A cmentarz z roku na rok coraz bardziej zarasta...
- ... i z każdym rokiem ryk Króla Kraju Tysiąca Drzew jest donośniejszy a on sam nabiera ciała... Najważniejsze aby szpiedzy Czarnego Cienia go nie usłyszeli nim nie zbierze armii zdolnej do bitwy... Za kilka lat Królestwo Tysiąca Drzew znów pojawi się na mapach !
Zapadła cisza. Pozostali bywalcy przybytku usłyszeli słowa karczmarza i po cichu przytakiwali.
- No cóż - zaczął nieznajomy - Nie trzeba walczyć z Królem aby go pokonać.
Pytanie na twarzy oberżysty było tak wyraźne, że nie musiał nic mówić. Przybysz wstał. Wieli topór na jego plecach nagle zabłysł w świetle lamp. Rzucił srebrną monetę gospodarzowi, po czym stwierdził:
- Wystarczy tylko ściąć drzewa.
I wyszedł.

***


A więcej zdjęć Króla można zobaczyć w poprzednim moim poście Wight King, tam z innym kolorem piedestału i jeszcze bez tytułu.

7 komentarzy:

  1. Przyznam, że czytało się przednio! Król tysiąca drzew, już sama nazwa brzmi epicki. Bardzo fajny pomysł i czemu tak krótko? ??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nazwę zaczerpnąłem z serii komisowej 'W poszukiwaniu Ptaka Czasu', gdzie była 'Marchia Tysiąca Drzew'. Czytałem to ponad 20 lat temu, wtedy nazwa wydała m się też aż nadto epicka i stąd zapamiętałem ją do dziś i wykorzystałem tutaj;)

      Usuń
  2. Ciekawe opowiadanko, przeczytałem z przyjemnością:) No i nie zapominajmy o figurce - król jak się patrzy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie wyszło i wcale nie za długo. A król świetny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny król i świetna historia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Wam za przyjemne komentarze ! :)

    OdpowiedzUsuń